czwartek, 30 stycznia 2014

Pieczone jabłka z konfiturą truskawkową i migdałami


Wczoraj obudziłam się z wielką ochotą na pieczone jabłka. Nie wiem skąd ta nagła potrzeba, ale najwyraźniej pochodziła z samego wnętrza, bo już w półśnie widziałam oczyma wyobraźni krążące po głowie soczyste, ciepłe owoce, posypane cukrem pudrem. Ostatnie wspomnienia związane z tym przysmakiem pochodzą z babcinej kuchni, po której rozchodził się cudowny zapach jabłek, pieczonych w starodawnej aluminiowej blaszce (tej samej, w której przed świętami piekło się pasztet). Jabłka nie dawały mi spokoju, aż do dzisiejszego popołudnia, kiedy to kulinarnej zachciance stało się zadość. Ten prosty deser, przywodzący na myśl radość lata i dziecięcą beztroskę, można przyrządzić na różne sposoby. Ja proponuję wersję z domową konfiturą truskawkową i migdałami. Oczywiście najlepsze do tego celu są nasze polskie, jesienne jabłka, takie jak papierówki czy antonówki. W Norwegii o tej porze roku dostępne są jedynie importowane jabłka, które smakiem i soczystością nie dorównują polskim owocom, ale ta namiastka musiała mi dziś wystarczyć.


W dziedzinie pieczenia jabłek to mój debiut. Kierowana nagłym głodem i intuicją sprostałam wyzwaniu (tak sądzę;). Improwizacja podczas pieczenia opisana poniżej. Zapraszam do odkrycia swojego sposobu na ten niepozorny deser i dzieleniu się pomysłami w komentarzach poniżej.


Składniki na 4 porcje:
  • 4 średniej wielkości jabłka
  • 5 łyżek konfitury truskawkowej
  • 2 łyżki całych migdałów
  • 1 łyżka rodzynek
  • po szczypcie gałki muszkatołowej, cynamonu i mielonych goździków
  • cukier puder do dekoracji (opcjonalnie)
Jabłka umyć, odkroić górna część i wydrążyć gniazda nasienne. Grubo posiekane migdały, całe rodzynki i przyprawy wymieszać z powidłami. Napełnić wnętrza owoców, przykryć odkrojoną wcześniej częścią każde jabłko i ułożyć w naczyniu żaroodpornym lub na blasze.


A teraz o wspomnianej już improwizacji przy pieczeniu:
Najpierw wstawiłam owoce do piekarnika rozgrzanego do 175o C bez przykrycia. Piekłam je w ten sposób przez ok. 20 min, po czym stwierdziłam, że owoce nie przejawiają jakichkolwiek objawów posiadania dużej ilości soku i po prostu obsychają. Aby uzyskać soczyste jabłka podlałam je odrobiną wody, dodałam kilka całych goździków i łyżeczkę cukru waniliowego, następnie przykryłam naczynie i wstawiłam ponownie do piekarnika. Zmniejszyłam temperaturę do 150o C i piekłam jeszcze 25 min.


W celu zapobieżenia pękaniu owoców nacięłam dookoła nożykiem skórkę mniej więcej w połowie każdego z nich (efekt zabiegu widoczny na powyższym zdjęciu) . Ponadto odkrojona górna część jabłek miała spełnić to samo zadanie. To jednak nie przeszkodziło dwóm niesfornym jabłkom eksplodować pod koniec pieczenia. Nie miało to oczywiście wpływu na ich smak. Jedno z nich wpałaszowałam jeszcze na ciepło, drugie już po ostygnięciu i spłynęło na mnie w końcu kulinarne spełnienie;).

Polecam!

wtorek, 28 stycznia 2014

Zupa-krem z fenkuła i ziemniaka


Zimowe dni w pełni, czas więc na sycącą i mocno rozgrzewającą zupę. Proponuję pyszny krem z fenkuła i ziemniaka, których delikatny smak podkreśla pieprz kajeński i słodka papryka. Świetnym dopełnieniem dla zupy jest dodatek podsmażonego boczku i grzanki czosnkowe. Jedna miseczka z pewnością zaspokoi głód każdego zmarźlucha, nawet w najmroźniejszy dzień. Przepis pochodzi z tej strony.
 
 Składniki na 4 porcje zupy:
  • 1 duża cebula
  • 2 fenkuły (ok. 500 g)
  • 600 g ziemniaków
  • 1 l bulionu drobiowego*
  • 150 g gęstej śmietany
  • 200 g boczku wędzonego
  • sól, pieprz kajeński i papryka słodka do smaku
  • masło lub olej do smażenia
  • świeże zioła do dekoracji  

Cebulę drobno posiekać i zeszklić. Ziemniaki obrać, pokroić w cienkie plasterki. Fenkuła pokroić w cienkie plasterki. Podsmażyć razem lekko, a następnie zalać bulionem i dodać zeszkloną cebulkę. Gotować ok. 30 min, aż warzywa zmiękną.

Po upływie tego czasu zmiksować zawartość garnka blenderem, dodając w między czasie śmietanę. Doprawić do smaku pieprzem kajeńskim, papryką słodką i solą. Gotować krótko i zdjąć z palnika.

Boczek pokroić w paseczki i usmażyć. Oddzielić od wytopionego tłuszczu.


* Bulion drobiowy ugotowałam dzień wcześniej. Dwa udka kurczaka zalać ok. 1,25 l zimnej wody i dodać pół łyżeczki soli. Zagotować. Gdy pojawią się szumy, zebrać je, a następnie dodać 1 marchew, obraną i pokrojoną na ćwiartki, garść suszonej włoszczyzny, 2 suszone grzyby i kucharka do smaku. Gotować ok. 1 godziny. Odstawić do następnego dnia. Przed zastosowaniem podgrzać lekko, aby tłuszcz się rozpuścił, i przecedzić przez sitko. 
 
Grzanki czosnkowe:
  • 2 średnie bagietki
  • 4 ząbki czosnku
  • 5 łyżek oliwy z oliwek
  • sól do smaku (opcjonalnie)

Bagietki pokroić na kromki grubości ok. 1 cm. Układać na kratkę lub blaszkę, wyłożoną papierem do pieczenia. Czosnek posiekać lub przecisnąć przez praskę i wymieszać z oliwą. Dodać sól według uznania. Natrzeć kromeczki oliwą z czosnkiem i wstawić do rozgrzanego piekarnika. Podpiekać do zarumienienia się brzegów.


Zupę nalewać do miseczek, dodać porcję boczku i ozdobić świeżymi ziołami, np. drobnym szczypiorkiem. Podawać z upieczonymi grzankami. Smacznego i wszystkiego ciepłego w te mroźne dni;)


niedziela, 5 stycznia 2014

Ciasteczka maślane z rodzynkami i orzechami

Zima w tym roku nas nie rozpieszcza i uparcie odmawia przyjścia. Górale liczą straty, drogowcy wciąż czekają na coroczny element zaskoczenia, a my możemy jedynie uzbroić się w cierpliwość. Czekanie to umili z pewnością pieczenie ciasteczek. I to nie byle jakich, bo kruchutkich, maślanych i z dodatkiem rodzynek i orzechów. Rozchodzący się po domu aromat choć na chwilę pozwoli zapomnieć o braku śniegu, a chrupiący smakołyk pocieszy niepocieszonych. Przepis znalazłam tutaj, zmieniłam jedynie rodzaj bakalii.


Składniki na około 50 ciasteczek:
  • 2,5 szklanki mąki pszennej (1 szklanka waży ok. 160-170 g)
  • 220 g masła w temp. pokojowej (preferowane prawdziwe masło śmietankowe)
  • 1,5 szklanki drobnego cukru
  • 1 łyżeczka cukru waniliowego, ewentualnie kilka kropel esencji waniliowej
  • 0,5 łyżeczki soli
  • 2 łyżki mleka
  • 3/4 szklanki rodzynek
  • 0,5 szklanki grubo posiekanych orzechów włoskich
  • ok. 100 g wiórków kokosowych

Masło należy utrzeć z cukrem na jasną, puszystą masę. Dodać cukier waniliowy/esencję waniliową, sól, mleko i stopniowo dodawać mąkę, miksując do połączenia składników. Dodać rodzynki i orzechy i wymieszać łyżką.

Ciasto podzielić na dwie części i uformować wałeczki ok. 20 cm każdy, obtoczyć je w wiórkach kokosowych, a następnie owinąć folią spożywczą i chłodzić w lodówce co najmniej 2 godziny.

Rozgrzać piekarnik. Piekąc z termoobiegiem zwykle ustawiam temp. 160-170o C, ale w poszczególnych typach piekarników i w zależności od sposobu pieczenia wymagana temperatura może się różnić. Schłodzone ciasto kroić ząbkowanym nożem na plasterki o grubości ok 6-7 mm i układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Piec ok. 12-15 min. Jest to orientacyjny czas pieczenia, w zależności od pieca i grubości ciasteczek czas może ulegać zmianie. Pieczemy do zarumienienia brzegów. Wyjąć z piekarnika i ostudzić na kratce.




Jeżeli potrzebujecie poważniejszego pretekstu by je upiec, niż tylko dodatnie temperatury za oknem, to polecam nadrabianie zaległości literaturowych. Zestaw DOBRA KSIĄŻKA + CIASTECZKA to super połączenie na długie, bądź co bądź, zimowe wieczory- coś dla ciała i ducha zarazem. A oto moje styczniowe pozycje książkowe czekające na "schrupanie":

czwartek, 2 stycznia 2014

Owsianka z bakaliami i cynamonem

Po świątecznym obżarstwie i sylwestrowych szaleństwach czas na wytchnienie dla żołądka. Pyszna, pożywna owsianka w sam raz na śniadanie choć trochę ukoi zszargane złamanymi postanowieniami o diecie sumienie i doda energii na cały dzień (a przynajmniej do drugiego śniadania;). Prosta i szybka w wykonaniu. Przepis dla łasuchów, bo mleczko i miodek, czyli nie tak całkiem dietetycznie, ale można go "odchudzić", gotując płatki na wodzie i podając je z jogurtem naturalnym albo redukując ilość miodu. Polecam na chłodne, choć aktualnie niezupełnie zimowe poranki;).



Składniki na porcję dla jednego łasucha:

  • 1 szklanka mleka
  • 3-4 łyżki płatków owsianych górskich
  • pół łyżki miodu
  • garść pokrojonych bakalii (u mnie: 3 morele, 2 śliwki, łyżka rodzynek, 2 figi)
  • pół łyżeczki cynamonu

Do małego rondelka wlewamy mleko i dodajemy pozostałe składniki. Doprowadzamy do wrzenia, mieszając od czasu do czasu, a następnie gotujemy 5 minut, cały czas mieszając, aż do zgęstnienia owsianki. Zdejmujemy z ognia i zostawiamy na kilka minut w garnuszku, aby płatki wchłonęły wilgoć. I tym sposobem owsianka jest gotowa. Smacznego!






"Puchatek lubił przekąsić swoje małe Conieco o jedenastej rano i cieszył się bardzo, widząc, jak Królik wydobywa z szafki garnuszki i talerze, i gdy Królik zapytał:- Co wolisz, miód czy marmoladę do chleba?- Puchatek był tak wzruszony, że powiedział:- Jedno i drugie.- I zaraz potem, żeby nie wydać się żarłokiem, dodał:- Ale po co jeszcze chleb, Króliku? Nie rób sobie za wiele kłopotu."
 
A.A. Milne Kubuś Puchatek, Porozumienie Wydawców, Warszawa 2001

środa, 1 stycznia 2014

Czas wyzwań

Witam w Nowym Roku i na blogu Norwegia od kuchni.

Od długiego czasu kiełkowała we mnie myśl, by rozpocząć blogowanie. Myślę, że początek roku, kiedy jeszcze jesteśmy pełni zapału i nadziei, to doskonały moment na podjęcie nowych wyzwań. Koniec roku nie nastraja mnie optymistycznie, ale pierwszego stycznia zawsze dostaje zastrzyk energii do działania. Zatem jestem tu wraz z moim noworocznym projektem. Jeszcze dość nieśmiało piszę pierwszego posta, ale mam plan zagościć w wirtualnej rzeczywistości na dłużej i nadzieję, że nie zabraknie mi wytrwałości i motywacji do realizacji tego specyficznego postanowienia noworocznego.

Aktualnie mieszkam i pracuje w Norwegii, ale moje serce zostało w Polsce, w moim mieście i rodzinnym domu, właściwie w dwóch domach, bo nie ma to jak u babci;). Tutaj, w surowej Skandynawii pragnę stworzyć dom, który będzie namiastką tego, co zostawiłam w Polsce, a jak wiadomo sercem każdego domostwa jest kuchnia. Ja doskonale czuję się w tym środowisku, ba, nawet uważam, że rzucając się w wir kuchennych prac można czuć spełnienie i satysfakcję. Tematyką kulinarną interesuję się długi czas, a dowodem tego jest moja osobista książka kucharska, którą prowadzę już dobrych parę lat. Teraz postanowiłam podzielić się swoją pasją z szerszym gronem odbiorców i skromnie liczę na zainteresowanie. Na co dzień gotuję i piekę "po polsku", pozostając wierną naszej mniej lub bardziej tradycyjnej kuchni, ale lubię poznawać nowe smaki, a ze względu na miejsce zamieszkania grzechem byłoby nie czerpać inspiracji z kuchni norweskiej. Myślę, że powinno być ciekawie. Mam kilka pomysłów na tego bloga, dotyczących sfery kulinarnej, ale oprócz tego planuję coś ekstra, licząc, że rysujący się w głowie projekt uda mi się zrealizować. Postaram się nie przynudzać:). Wszystkim moim przyszłym czytelnikom i sobie życzę wytrwałości w dążeniu do wyznaczonych na rok 2014 celów.

Zapraszam do lektury!

Kasia